W rodzinnym domu w Kópavogur mieszka 99-letnia Helena Sigtryggsdóttir, matka, babcia i prababcia. Zaprosiła do swojego domu reportera mbl.is. Są u niej też córki – Jóna i Alda. Przynoszą stare fotografie, aby przywołać dawne wspomnienia i święta w Siglufjörður. W domu znajduje się wiele rodzinnych portretów i pięknych przedmiotów, które towarzyszą Helenie od dawna.
„Pamiętam Boże Narodzenie w Eyrarbakki. Pewien człowiek z wioski, który nazywał się Kristján z Sæborg, zrobił dla nas choinkę, która była pomalowana na zielono. Można było do niej przymocować świeczki i zapalać je w Wigilię. Ale na drzewku nie było żadnych ozdób świątecznych, ponieważ w tamtym czasie niewiele rzeczy było dostępnych. Nie pamiętam, żebyśmy dostali coś na Boże Narodzenie, ale mieliśmy świąteczny obiad” – mówi Helena.
„Kristján zrobił nam też potem sanki. Mój brat Karl leżał na sankach na brzuchu, a ja na jego plecach” – mówi i uśmiecha się na to wspomnienie.
„Pewnego razu omal nie miałam wypadku. Szarżowałam w dół stoku i prawie wpadłabym do stawu, gdyby nie to, że uderzyłam w słup i spadłam z sanek” – opowiada, dodając, że było to chyba jedyne zagrożenie jakie spotkało ją w dzieciństwie.
„Swoją drogą, nie pamiętam tak dobrze świąt Bożego Narodzenia, bo nie były jakoś szczególnie obchodzone. Ale zawsze mieliśmy dobre jedzenie i robiliśmy laufabrauð. Było to w czasach, kiedy w sklepach nie było niczego i nic nie było importowane do kraju. Bieda była powszechna”.
Pani Helena jednak dobrze wspomina święta swojej młodości.
„Pamiętam, że w Hjalteyri była zabawa dla dzieci, a syn pewnej pary z Eyrarbakki, Gústi, zaniósł mnie na barana na miejsce, ponieważ tamtej zimy było tak dużo śniegu. Tańczyliśmy wokół choinki i śpiewaliśmy, dostaliśmy czekoladę i czerwone jabłka” – mówi Helena, która nie przypomina sobie, aby wierzyła w Świętego Mikołaja.
Na pytanie, czy ustawiała buty przy oknie, Helena śmieje się i mówi, że tej tradycji jeszcze nie było, ale mówiło się o Grýli, Leppalúðim i ich synach – yule lads.
W te święta Helena spędziła wigilię z rodziną Kristjána, jak to już było wiele razy, ale dwukrotnie była w Szwecji na święta. Pierwszy raz u Almy w Lund, uczestniczyła wtedy we mszy w katedrze. Drugi raz była na Åkarp ze swoją wnuczką i imienniczką, Heleną Sveinsdóttir, która jest chirurgiem.
Rozmowa schodzi na wszystkich potomków Heleny – czternaścioro wnuków i dwadzieścia czworo prawnuków.
Na szczęście sanki Heleny nie wylądowały w stawie!
„Mogłam się tam utopić. Jestem bardzo wdzięczna za moją dobrą rodzinę i potomków” – mówi.
„Miło jest czuwać nad całą rodziną. Wszyscy to bardzo dobrzy ludzie. Wszyscy skończyli studia. Mam nadzieję, że dobrze wywiązałam się ze swojego życiowego zadania. Moja matka powiedziała mi kiedyś: »Stwórca powierzył ci te dzieci, moja Heleno«. Mam nadzieję, że się nie zawiodła”.
Helena przeżywa właśnie swoje setne święta.
„To bardzo dziwne uczucie. Nie sądziłam, że dożyję takiego wieku”.