Północna Islandia pożegna się w tym roku z piłkarską ekstraklasą. Ogromne rozczarowanie daje się we znaki kibicom największego klubu sportowego w Akureyri – jakim jest Þór. Nie tylko kibice są w złym humorze, ale i działacze oraz piłkarze, którzy zastanawiają się już nad swoją przyszłością. Prognoza na kolejny sezon nie jest zbytnio optymistyczna, a nad Þórsvöllur zaczęły się zbierać czarne chmury. Jeśli zacznie z nich padać – najbardziej ucierpią oddani kibice. W 19 meczach „Þórsarar” zdobyli tylko dziewięć punktów. Szans na utrzymanie nie ma już żadnych. Nie ma wyników – nie ma też wpływów. Klub liczy więc straty, a doliczył się już teraz sporej sumy „na minusie”. Utrata co najmniej 15. milionów koron to dla Thorów bardzo dużo. Na tyle dużo, że szefostwo klubu zastanawia się nad fuzją z lokalnym rywalem – KA Akureyri. Pomysł ten nie podoba się jednak za specjalnie kibicom. Þór ma wielu wiernych fanów, którzy nie raz pokazywali się ze świetnej strony, więc robienie im takiej przykrości nie będzie dobrym pomysłem, a można wręcz oczekiwać bojkotu. O idei fuzji dwóch nielubiących się klubów z Akureyri pisaliśmy już jakiś czas temu w tym artykule. Całe szczęście szefostwo nie zdecydowało się na budowę zadaszonej trybuny, bo to pociągnęłoby kolejne wydatki. Jedyna trybuna pozostaje niezadaszona i nie spełnia wymogów KSÍ dla klubów grających w najwyższej klasie rozgrywkowej. Dach może teraz poczekać. „Jesteśmy bardzo rozgoryczeni, ponieważ to nie jest to, co zakładaliśmy przed sezonem” – mówi przewodniczący klubu, Aðalsteinn Ingi Pálsson. Prezes przekonuje jednak, że nie odbiła mu woda sodowa i jest świadomy tego, że zespół jest niestabilny. Przez ostatnie cztery lata ekipa z Akureyri poczyniła mimo wszystko duże postępy. W 2010 roku Þór awansował do Pepsi-deildin. Mimo dzielnej walki spadł od razu do pierwszej ligi, ale pozostawił po sobie dobre wrażenie świetną grą w Pucharze Islandii, gdzie dotarł do finału. Do Reykjaviku przyjechało wtedy na ten najważniejszy mecz sezonu ponad dwa tysiące kibiców z Akureyri. Górą był jednak KR, ale uczestnictwo w najwyższej rundzie krajowego pucharu dało Þór’owi start w europejskich pucharach na przyszły rok. W sezonie 2012 „Młoty” zagrały więc w Lidze Europy – będąc równocześnie drużyną z pierwszej ligi islandzkiej, a nie z ekstraklasy. W pierwszej rundzie trafił się irlandzki Bohemian F.C. Irlandczycy byli pewni, że wygrają z klubem z zaplecza i tak słabej Pepsi-deildin. Nie potrafili jednak u siebie wygrać i w pierwszym meczu padł bezbramkowy remis. Na Islandii czekał na nich kubeł lodowatej wody. Þór wygrał bowiem aż 5:1! W drugiej rundzie LE nasi bohaterowie wylosowali czeską Mladá Boleslav. Tym razem nie dostali już żadnych szans i przegrali kolejno 0:1 i 0:3. Zawodnicy woleli skupić się na lidze, w której zapewnili sobie wkrótce powrót do ekstraklasy, a pierwszy w historii udział w europucharach miał być jedynie fajnym doświadczeniem. Teraz okazuje się, że podobne zadanie czeka ich za rok – o ile klub pozbiera się finansowo i nie odda kluczowych zawodników. Póki co zarząd musi zadecydować, czy obecny trener Páll Viðar Gíslason zasługuje na kolejną szansę. Jest to człowiek bardzo związany z klubem i jego odejście byłoby sporą utratą. Przed Þór’em jeszcze trzy mecze o nic, w tym dwie wycieczki do Reykjaviku oddzielone meczem u siebie.
Na początku tego roku przygotowaliśmy dla naszych czytelników wycieczkę po stadionie Þórsvöllur oraz zadaszonym boisku tego klubu. Zdjęcia z zimowej scenerii sportowej wizytówki Akureyri można obejrzeć tu.