‚,O czasie i wodzie” – recenzja książki Andriego Snæra Magnasona
‚,Chronisz tylko to, co kochasz,
kochasz tylko to, co znasz.
Znasz tylko to, czego cię nauczono”
Baba Dioum
Autor zbioru esejów ‚,O czasie i wodzie” to Andri Snær Magnason islandzki pisarz, poeta, ale także działacz na rzecz ochrony środowiska. I chociaż w jego książce przeczytamy o topniejących lodowcach, katastrofie klimatycznej, zakwaszeniu oceanów i szóstym wymieraniu gatunków, to jest to przede wszystkim opowieść o tym, jak bardzo nie chcemy przyjąć do wiadomości faktów i jak język, którym opisujemy rzeczywistość za nią nie nadąża.
Magnason podaje między innymi przykład Jörundura ‚,który, wzniecał w sezonie ogórkowym 1809 roku w Islandii rewolucję”. Wydał on oświadczenie, że Islandia jest wolna i niezależna od decyzji Danii. Jak wskazuje autor ludzie jednak zupełnie nie rozumieli, o co Jörundurowi chodziło. Dzieła, które krążyły wówczas po Europie i opowiadały o wolności, niezależności, nowych ideach, nie dotarły jeszcze do Islandii. Jego idee nie pasowały do języka, jakim jemu współcześni opisywali świat. Nie pasowały do praktycznej codzienności, nie pasowały do rzeczywistości. Wtedy po prostu uważano, że ludzie powinni mieć króla, którego zadaniem i powinnością jest dbanie o poddanych. Z pomysłów Jörundura zrozumiano więc tyle, że sam chciałby być królem (chociaż tego wcale nie pragnął) i prześmiewczo nazwano go ‚,Królem Kanikuły”. Islandczycy mu współcześni usłyszeli go, ale nie posłuchali uważnie tego, co miał im do powiedzenia. I zresztą nie było to ich winą. Nie mieli do tego odpowiednich narzędzi.
Tak samo dzieje się dzisiaj, chociaż tak wiele już wymyśliliśmy i tyle narzędzi, także komunikacyjnych, posiadamy. Naukowcy, badacze, klimatolodzy, aktywiści, ekolodzy mówią nam o topnieniu lodowców, przytaczają liczby, fakty, wyniki badań, alarmują o zakwaszeniu oceanów, opowiadają o wymieraniu gatunków, ale większość z nas nie rozumie albo nie chce zrozumieć, co tak naprawdę oznaczają te słowa i jakie mają i będą mieć konsekwencje.
Pojawia się też mechanizm wyparcia, bo gdy mignie nam przed oczami prawda, co się już dzieje i co się może stać – jest to rzecz na tyle przerażająca, że wolimy zepchnąć ją gdzieś do podświadomości niż się z nią skonfrontować. Poza tym przekaz – często wyrażany przez autorytety – bywa niespójny.
‚,Lodowce, które niegdyś mierzyli towarzysze podróży dziadka i babci, umożliwiają specjalistom z wielu najważniejszych uczelni świata określić, co czeka nas w przyszłości. I mówią oni bardzo wyraźnie: musimy zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych, bo inaczej świat źle skończy. Na tych samych uczelniach wydziały ekonomii, marketingu czy inżynierii pchają świat w dokładnie przeciwnym kierunku. Wieszczą wzrost gospodarczy i zwiększoną konsumpcję, co ma mieć pozytywne skutki. Na jednej katedrze ludzie wyliczają konsekwencje nieograniczonego wzrostu na ograniczonym globie, na innej szerzy się naukę zakładającą inne cele”.
Kiedy mamy do czynienia z wielkimi ideami, obejmującymi całą planetę, może się w nas budzić sprzeciw. Dlatego autor, opowiadając o tym, co naprawdę dzieje się z Ziemią, zwraca się także do osobistego doświadczenia. Opisuje dzieje swojej rodziny, związanej z islandzką ziemią, badaczy lodowców, geologów, emigrantów, lekarzy, naukowców, przytacza przykłady z życia, które pokazują, że każdego z nas i każdą z nas dotkną nadchodzące zmiany.
‚,Dziadek zrezygnował z Florydy i wrócił do New Jersey.
– Huragany zdarzały się może raz na trzydzieści lat – mówił dziadek. – A potem co roku, i z tym nie chciałem się pogodzić.
– To przez zmiany klimatyczne? – zapytałem.
– Kto to wie? – odparł – Być może wzór zauważymy dopiero za 1000 lat.
Opuszczając Florydę, dziadek stał się jednym z pierwszych uchodźców klimatycznych, ale na pewno nie ostatnim. Poziom oceanów, który pod koniec epoki lodowcowej podniósł się o 120 metrów, zmieniał się już nieznacznie przez ostatnie 2500 lat. Teraz ludzkość uruchomiła nową turę wzrostu poziomu mórz i według prognoz naukowców w ciągu życia człowieka, który dziś się urodził i dożyje wieku mojego dziadka, znaczna część Florydy znajdzie się pod wodą”.
Nie ma co się okłamywać czy tkwić w iluzji ani przed złymi wieściami chować głowy pod koc, jak czynią to dzieci, gdy chcą uniknąć spotkania z wyobrażonym potworem. Magnason, rozmawiając z seniorami ze swojej rodziny, z Dalajlamą, wspominając własne dzieciństwo, działania proekologiczne, przytaczając twarde dane, nie pozostawia wątpliwości – musimy się uczyć, przepracować sposób komunikacji o katastrofie, głośno i wyraźnie o niej mówić, mówić zrozumiale, analizować dane, nie pozostawać obojętnymi. Jesteśmy to winni przyszłym pokoleniom, które właśnie teraz pojawiają się na świecie. Gdy dorosną, świat będzie wyglądać zupełnie inaczej. Nie ‚,może” wyglądać inaczej. Będzie inny i to już jest pewne. Dziś nie jesteśmy sobie nawet w stanie wyobrazić, jak bardzo się zmieni.
‚,Gdy skończę dziewięćdziesiąt lat, wyświetlę na projektorze mojemu trzydziestoletniemu wnukowi zdjęcie Skeiðarárjökull. Zobaczy lodowiec, który mogły poznać trzy pokolenia mojej rodziny, zanim zniknął. Robiąc zdjęcie lodowcowi, nagrywam dla potomności śpiew starej kobiety. Za tysiąc lat ludzie będą patrzyli na te zdjęcia jak na stare rękopisy, usiłując zrozumieć, co myśmy sobie myśleli”.
Mimo że przyszłość jawi się dość przerażająco (bo taka zawsze jest zmiana) i Magnason nie szczędzi czytelnikom opisu konsekwencji, to jednak nie pozostawia nas bez nadziei. Wiele zależy od nas samych, od każdego z nas, ale także od tych, którzy nami rządzą. Jednak, co autor przypomina, przytaczając wiele przykładów, to my ich przecież wybieramy. Nasza bezczynność, machanie ręką, twierdzenie ‚,że i tak nic nie da się zmienić” pozwala na zatruwanie i niszczenie planety tym, dla których naczelną wartością nie jest ona sama ani istniejące na niej życie (także nasze, naszych dzieci i wnuków) i którzy nie patrzą na zjawiska przyrodnicze w perspektywie wielu pokoleń, ale jedynie na czas swojej kadencji, a najbardziej pragną zysków. Jednocześnie zwraca nam uwagę na to, jak w stosunku do rzeczywistości realnej rozrasta się i pochłania nasze emocje i czas oraz – jak nas kontroluje – ta wirtualna. Powinniśmy zwrócić się ponownie ku naturze, znaleźć równowagę pomiędzy nią a naszym komfortem, pomiędzy nią a nauką, szanować przyrodę i w niej szukać odpowiedzi, nie poprzestając jednak tylko na tym. Nasza refleksja winna też dotyczyć tego, jak technologia może się przysłużyć nam i planecie. Odwołując się do mitu o Auðhumli i nawiązując do kultu świętych krów z Indii, porównując lodowce Islandii i szczyty Himalajów oraz słowa pieśni i opowieści, pokazuje nam, że wszyscy jesteśmy połączeni. Jeśli chcemy ocalić Ziemię, jej piękno, bogactwo życia na niej i samych siebie, musimy naprawdę, z całego serca i ze wszystkich sił pragnąć zmiany.
‚,Nie mam innego wyboru, jak tylko wierzyć, że rozwiązanie jest możliwe. Ale ludzie muszą go pragnąć równie gorąco, jak pragnęli latać, dotrzeć na Księżyc i wyleczyć AIDS”.
Olga Szelc
Andri Snær Magnason
„O czasie i wodzie”
Przekład: Jacek Godek
Wydawnictwo Karakter
Opis książki ze strony wydawcy:
Rozpisana na wiele głosów książka, która łączy esej z reportażem, osobistą historię ze staroislandzką literaturą, hinduską mitologią oraz refleksjami na temat postępującej katastrofy klimatycznej. Czas to przeszłość, ale i przyszłość, w której będziemy żyli w pamięci naszych dzieci i wnuków. Woda – topniejące islandzkie i himalajskie lodowce, coraz bardziej zakwaszone oceany. Chcąc zmienić sposób, w jaki myślimy o naszej relacji z naturą, autor proponuje nowy język, taki, który przemówi wreszcie do naszej wyobraźni i uczuć. Wciąga nas więc w czułą, intymną opowieść – pisze o swojej babci, pionierce turystyki lodowcowej, która w 1947 roku z samolotu obserwowała erupcję wulkanu Hekla, o dziadku, który operował wynalazcę bomby jądrowej, o wuju, który uratował od wyginięcia pewien gatunek krokodyli, i o swojej córce, która – jeśli dożyje wieku prababci – będzie mogła znać ludzi żyjących łącznie w ciągu 260 lat. Cytuje islandzkich poetów, rozmawia z bliskimi, ale też z biologami, klimatologami i z Dalajlamą. Zastanawia się nad korelacją staroislandzkiego mitu o Auðhumli, krowie ze szronu dającej początek wszelkiemu stworzeniu, z kultem świętych krów u podnóży Himalajów. Z morza tych niezwykłych opowieści wyłania się obraz pięknego, ginącego na naszych oczach świata – świata, który wciąż jeszcze możemy ocalić.
Książkę znajdziecie TU.