Za mną pierwszy dzień pod hasłem „po co mi to wszystko… Daleko jeszcze?”. Ale takie dni zawsze się zdarzają – nie należy się tym przejmować, tylko… jechać dalej ;-) I wczoraj, głownie z powodu bólu tu i owdzie (chyba muszę pokombinować z ustawieniem siodełka), cały dzień posuwał się w żółwim tempie: „Jeszcze 84,5… Jeszcze 84,4…”. A każdy kilometr to 20 słupków przy drodze. Wiec można je liczyć. Ale pomiędzy słupkami mija niekiedy dużo czasu… Więc liczę obroty pedałów. 30-35 na każdy słupek. Albo pasy na jezdni – 4 albo 5 miedzy słupkami. A tych przy poboczu 8 albo 9. No i tak cały dzień, znów jak Adaś Miauczyński :D raz dwa trzy cztery pięć sześć siedem… I za Chiny, czegokolwiek i jakkolwiek bym nie liczył, kilometry nie chciały upływać szybciej. Jedynym sposobem jest myślenie o czymś zupełnie innym niż jazda. Niestety na drodze nr 1, którą teraz jadę, nie mogę sobie pozwolić na zamyślenie. To główna krajowa droga, jedyna która okrąża wyspę, i naprawdę można się zdziwić jaki na niej panuje ruch. Tak wiec ani refleksji o życiu, ani muzyczki… Bardzo nie lubię tej drogi -meczy mnie. Ostatnio starałem się jej unikać wszędzie gdzie to było możliwe, ale gdybym tak tez zrobił tym razem, to powtarzałbym trasę, którą już jechałem. Natomiast będąc na głównej drodze, zacząłem spotykać więcej Polaków. Jedni siedzieli na stacji, rozmawiając: „jutro se k…. będę w domu, to se kupie ta wtyczkę do anteny, k….” – wiec w tym jednym przypadku nie przyznałem się, żem też z Polski, bo słabo się znam na wtyczkach, na antenowych w ogóle, wiec nic bym nie pomógł. Natomiast generalnie spotykam Rodaków, z którymi fajnie można pogadać..
No i tak jechałem po tej niemiłosiernie nudnej, ciągnącej się bez końca Ring Road. Pogoda ni dobra, ni zła; widoki ni to brzydkie, ni to zapierające dech… A przy tym źle sobie wyliczyłem jedzenie. Zabrakło mi batoników i bananów i byłem zmuszony zjeść… co? Rybę! Aaaa! Jak oni mogą jeść tego suszonego fiskura? To ani trochę dobre nie jest ;] Co do braku batoników – jak to się stało? Wiec posłuchajcie tej zagadki, inspirowanej Chuckiem Norrisem:
-ile batoników może zjeść Piotrek?
-wszystkie.
No, już można się śmiać :D Tak właśnie… Tego… Kupiłem 16 batoników, ale nie rozdzieliłem ich na 3 dni, tylko tak się jakoś stało, ze zniknęły dużo szybciej. Dziś zrobię porządne zakupy. Porządne nie tylko w kwestii ilościowej. Bo wprawdzie starałem się żywic czymś więcej niż makaronem, czekoladą i bananami, ale jednak wyczuwam, ze organizm jest juz nieco wyplukany…
Po meczącym dniu nastała piękna chwila – dojechałem do Blonduos, na przyjemne pole campingowe. Dystans w granicach przyzwoitości – 90 km.
Ps. Wybaczcie, ze dziś brak ciekawszych zdjęć – mam na aparacie, naprawdę ;)
I na koniec..
Za namową poznanej na Islandii Magdy Rz. postanowiłem spróbować „pylsura”, czyli hot-doga, którym wszyscy tu się zajadają, w zestawie z cola :) Moja ocena: hot-dog jak hot-dog :p ale tańszy od frytek, a bardziej syci. Wiec dzięki za polecenie :)
UWAGA: Wasze wpłaty na protezę dla Jarka dały już 5745 zł! Ogromne dzięki! :-) 11 dni do końca. Jedziemy dalej!
Ps. Za mną 87 godzin rzeźbienia łydek, 1330 km
źródło: piotrmitko.com