W piątek, 13-tego dnia podroży, po 975 km drogi, Piotr Mitko zdobył Latrabjarg, czyli najbardziej wysunięty na zachód punkt Europy. Nie obyło się jednak bez kłopotów, i jak później się okazało kłopoty się dopiero zaczęły. W drodze do celu Piotr pomylił drogę..
„Zacząłem to podejrzewać dopiero gdy dopiłem kawę i wróciłem na drogę – czemu morze jest po lewej, skoro powinno być po prawej? Hmmm… ale dopiero gdy dojechałem do białych plaż, bylem już pewny… Miałem tam być, ale 2 dni później. Ech. Myślicie, ze skróciłem sobie drogę o 2 dni? Bynajmniej. Wyjdzie sporo więcej niż było w planie, a w dodatku wiele tej drogi będę musiał powtórzyć w druga stronę. Szkoda, bo w tym samym czasie mogłem zwiedzić inne miejsca. Planowo miałem przejeżdżać przez Patreksfjordur i tam zaopatrzyć się w żywność. Tymczasem ominąłem to miasto – ostatnie, w kierunku w jakim jadę, w którym jest sklep. Ponieważ zostały mi już tylko zupki i liofilizaty, musiałem mieć coś, co można przegryzać w ciągu dnia – banany, batoniki itp. Wiec wczorajszy dzień (piątek – przyp. Red.) zacząłem od wyprawy na zakupy – 30 km dodatkowo. Ale słusznie zrobiłem. Kupiłem tez WD40, bo mój rower już się go GŁOSNO domagał. WD przyniosło wielką ulgę nam obojgu. W sklepie odkryłem też coś niesamowitego – regal z samymi polskimi produktami! I była wśród nich zupka chińska Zloty Kurczak! Już sobie załadowałem 4 sztuki, ale wtedy zauważyłem cenę – ok. 7 zł! Jeszcze na głowę nie upadłem, żeby tyle dać za zupkę ;]
Po zakupach już tylko jeden cel – ten najważniejszy rowerowy cel, po jaki tu przyjechałem – przylądek Latrabjarg, czyli zachodni koniec Europy… Słynny także ze względu na 14-kilometrowy klif Bjargtangar, zamieszkiwany przez setki tysięcy… MASKONURÓW! Kto widział mój film z Islandii 2010, ten wie, ze długo i bezskutecznie poszukiwałem tego ptaka – symbolu Islandii – co było powodem mojej niemałej irytacji ;] Jechałem wiec na Latrabjarg głownie z powodów geograficznych, nie oczekując większych przeżyć, wzruszeń, a nawet radości, mając w pamięci to, co przeżyłem na Nordkapp. Droga, którą miałem do pokonania, opisywana jest przez wielu jak koszmar. I zapewne nim bywa, ale nie wczoraj. Chyle czola przed tymi, ktorzy walczyli z nia we mgle i podczas sztormu (jak Marcin i ja na NC;), ale ja trafilem na pogodę..”
Tak przynajmniej się Piotrowi wydawało, sobotni poranek zweryfikował sytuację..
„Za bardzo pochwaliłem pogodę.. Wprawdzie nie przeszkadzała mi w drodze na Latrabjarg, ale dziś rano wiatr tak się wściekł, że z trudem się stamtąd wydostałem. Przeżyłem wiec prawdziwy trud tej drogi, tylko że w drugą stronę. Nawierzchnia żwirowa, bardzo sypka – jechałem wiec w tumanach kurzu. Przy mocniejszych podmuchach zdarzało się, ze rower jechał bokiem. Miałem problemy z utrzymaniem się na drodze i było blisko pierwszej wywrotki. Przez 7 godzin pokonałem 45 km. No ale przeżyłem. Skręciłem po raz drugi do Patreksfjordur i cisnąłem tam jakby do Ziemi Obiecanej. Wiatr kołysze latarniami i znakami drogowymi. Wszystko się trzęsie. Ciekawe kiedy się stad wydostane..”
Pisząc to, Piotr jeszcze nie wiedział że najgorsze przed nim..
źródło/foto: PiotrMitko.com