Gdy wczoraj (niedziela – przyp. Red.) ruszyłem, pełen energii, szło gładziutko. Kolo 105. km spotkałem Pawła, który po chwili skojarzył mnie z „Kolosów”, ale nie po twarzy, tylko… prądnicy! :D Mamy parę cech wspólnych: jedziemy samotnie, lubimy robić zdjęcia, obaj mamy Samsunga Galaxy S II ;) Wiec jest o czym gadać. Paweł zmierzał na F35 – Kjolur. Jest to droga przez interior (ale nie ta najtrudniejsza), a jak wiecie zarzekałem się, że na tym rowerze tam nie pojadę. Ale myśl, że miałbym wracać tą samą drogą, którą jechałem, była demotywująca. I skoro mam Towarzysza, to będzie na pewno raźniej. Owszem, to wciąż nie znaczy, że ja i mój rower sobie poradzimy, ale cóż… Przekonam się. Latrabjarg i interior to były 2 rzeczy po które tu jechałem. Pierwsze jest, zawalczę o drugie. Prognoza pogody jest bardzo dobra. Jesteśmy właśnie na początku F35. Przed nami 155 km przez Kjolur, gdzie nie mieszka nikt – chcemy to zrobić w 2 dni, choć to na pewno nie będzie łatwe. Zaraz ruszamy! Ps. Jakbym nie pisał to nie martwcie się – interior to interior ;)
Dziś, kilka minut po północy Piotr napisał na swoim blogu krótką wiadomość – Za nami 84 km. Zostało 70. Rozbijamy namioty na kamieniach – lepszej opcji nie ma. Droga jest męcząca, ale bezpieczna i na swój sposób ładna.
źródło: piotrmitko.com