Pół wieku temu mała dziewczynka szła z rodzicami oraz inną dalszą i bliższą rodziną na wycieczkę do zamku Grodno, położonego na styku Gór Sowich i Gór Wałbrzyskich. Ktoś z dorosłych, być może był to ojciec, nie pamiętam dokładnie, powiedział, że idziemy właśnie po wulkanie.
Dziecko, którym wtedy byłam, zastrzygło uszami…
– A co będzie jak wybuchnie? A którędy wybuchnie? Ale by to było, jakby wybuchło!
– Nie wybuchnie – powiedzieli dorośli. To nieczynny wulkan.
– Jaka szkoda – pomyślałam.
W trochę późniejszych czasach, kiedy moje dzieci były małe i pracowałam na etacie, uprawialiśmy z rodziną turystykę „bliskodomową” – Karkonosze znam dość szczegółowo – zarówno po polskiej, jak i po czeskiej stronie. Góry te powstały podczas tzw. orogenezy waryscyjskiej (inaczej zwanej hercyńską). W późnym dewonie i karbonie (ok. 400 do 330 mln lat temu) nastąpił szereg ruchów górotwórczych, które objęły obszar rozciągający się pomiędzy Portugalią a Polską. Wtedy też powstały Góry Kaczawskie, zwane obecnie „Krainą Wygasłych Wulkanów”.
Wznosi się w nich Ostrzyca Proboszczowicka, nazywana także Śląską Fujijamą. Nie jest wysoka, ma jedynie 501 m n.p.m. Na szczyt można wejść żółtym szlakiem, którego końcowy fragment to schody z bazanitu – wylewnej skały magmowej, która jest oliwinową odmianą tefrytu. Ostrzyca ma charakterystyczny kształt, podobny do Fudżi, dlatego porównuje się ją do tego stratowulkanu. Stożki stratowulkanów są zbudowane ze skał piroklastycznych, czyli z materiału wyrzucanego z wnętrza wulkanu (są to głazy, kamienie, bomby wulkaniczne, pokruszona lawa, pumeks, scoria, popioły wulkaniczne i pyły). Jednym z bardziej znanych islandzkich stratowulkanów jest Eldfell, zlokalizowany na wyspie Heimaey (archipelag Vestmannaeyjar).
Ostrzyca Proboszczowicka nazwą dorównuje słynnemu Eyjafjallajökull, ale spróbujcie poprosić Islandczyków o jej powtórzenie – są bez szans.
Wielu moich znajomych wyjeżdżało w różne regiony świata, na przykład do Ameryki Południowej, i część z nich miała okazję wejść na Cotopaxi w Ekwadorze – jeden z najwyższych czynnych wulkanów na świecie, który nota bene również należy do stratowulkanów o charakterystycznym stożkowatym kształcie.
Powiem tak, skręcało mnie z zazdrości… Pytałam retorycznie mego męża „ponurego draba”, czy kiedykolwiek wejdę na jakiś czynny wulkan?
Aż przybyłam do Islandii. Obecnie mąż ów powiada: „zastanów się, czy jeszcze kiedykolwiek wejdziesz na górę, która nie jest wulkanem…”.
Jedną z konsekwencji pomieszkiwania na Islandii stał się cykl „Wulkaniczny alfabet” – jako pierwszy w ramach tego cyklu ukaże się na łamach IcelandNews artykuł „A jak Askja”.
Monika Szewczuk