Dzień 5.
Miałem dzisiaj kilka refleksji. Jedna dotyczyła ludzi. Tego jak reagują gdy spotykają mnie gdzieś na drodze. Czasami jest mi aż głupio gdy powtarzają – respect man! Albo – I wish I was that crazy! To wszystko bardzo miłe oczywiście, ale chodzi o coś więcej. Prawie każda osoba, para czy grupa jest tutaj z innego zakątka ziemi. Niekiedy naprawdę z najdalszych stron świata i kurcze wszyscy są tacy mili i życzliwi dla siebie. Tak zwyczajnie, szczerze. Każdy chętnie zamieni kilka słów, doradzi lub zapyta o radę. To bardzo budujące uczucie, szczególnie, że nie spodziewałem się, że akurat na Islandii ludzkość odzyska w moich oczach.
Druga część tej refleksji to moi rodacy, Polacy. Różne rzeczy się o nas mówi. Różne reakcje występują na twarzach gdy oznajmiam, że ja from Poland. Zazwyczaj nie są złe. Ale ja nie o tym. Chciałem napisać, że jestem bardzo ale to bardzo zaskoczony tak dużym i pozytywnym odzewem na moją podróż. Tyle miłych słów, wsparcia i cennych porad. Naprawdę miło wiedzieć, że można liczyć na swoich rodaków, a nie trzymać się od nich z dala jak to zazwyczaj jest sugerowane. Podsumowując, wydaje mi się, że fajnych Polaków jest mnóstwo, tych gorszych też pewnie trochę, ale widzę, że jak zaczynamy podchodzić do siebie bez sztucznych uprzedzeń z taką normalną otwartością, można nawiązać bardzo fajne znajomości. I tego Wam wszystkim życzę :)
Druga refleksja dotyczyła sposobu zwiedzania Islandii. Auto jest oczywiście bardzo wygodne, można zobaczyć naprawdę sporo w krótszym czasie. Podobnie kamper jeśli podróżujemy z rodziną. Mimo to już teraz wiem jak zachęcić Was do wyprawy rowerowej – To jest taki slow-adventure. Jeśli mamy przed sobą jakąś piękną górę – to zanim ją objedziemy zdążymy się jej przyjrzeć z każdej strony, podczas gdy autem to zaledwie kilka przelotnych sekund czy spojrzeń. Horyzont naprawdę jest w stanie zapisać nam się na długo w głowie.
Kolejna sprawa to zapach, powietrze, nawet wiatr. Jasne czasem bywa bezlitosny, ale cóż bez tego wiatru to nie byłaby Islandia. Spotkałem już wiele osób, które żałowały, że nie wybrały takiego sposobu transportu jak ja. Szczególnie jak opowiadałem im, że jestem amatorem i nie mam, nic a nic, profesjonalnego przygotowania. Większość doświadczenia zdobywam na drodze. Także kończąc ten wątek – 3 tygodnie na rowerze, spiąć w namiocie może brzmieć strasznie, sam mam momenty zwątpienia, że jeszcze tyle przede mną, ale to tylko 3 tygodnie i życie wraca do normy. A satysfakcja jaka nam po nich zostaje, jest zapewne bezcenna. Koniec wymądrzania na dzisiaj. Idę się przespacerować na lodowiec i zmykam spać, bo rano chcę jeszcze zobaczyć pobliski wodospad – Svartifoss (dzięki za info Andrzej, pozdrawiam serdecznie!).
Jutro 105km bez kempingu. Trochę się martwię, bo jestem już trochę zmęczony, a dłuższy odpoczynek planuję dopiero w niedzielę w Hofn (Święto Morza – super!), ale mam nadzieję, że będzie z górki i jakoś dojadę. W razie co będę pisał, żeby mnie ktoś ratował :)
P.S. Droga dzisiaj była super. Rower po naprawie pedała sprawuje się świetnie. Słońce prażyło, wiatr wiał tylko miejscami, a krajobrazy były piękne. Zdecydowanie polecam ten odcinek wszystkim podróżującym. No i cały czas ten majestatyczny lodowiec gdzieś przed nami… Do następnego!
tekst i zdjęcia: Kuba Witek