01.08.12 – Ah co to był za dzień – dzień kąpania! ;]
Zgodnie z planem to miał być dzień popasu. Miałem się nie ruszać z miejsca, oprać, odespać i dać sobie odpocząć. Niestety byłem w plecy z kilometrami (przez tą złą decyzję z pierwszego dnia) i nie mogłem sobie (do końca) pozwolić na takie luksusy – zebrałem się więc już o 13:00 ;) Wstałem ok 8:00 – widok na Þingvallavatn oszałamiał. Piękne słońce i żywej duszy dookoła. Kąpiel (pierwsza) w lodowatym jeziorze to po tygodniu mokrych chusteczek coś niesamowitego :D
Później poprałem (skonstruowałem nawet wieszak z namiotu, kijków i linki :P), zjadłem śniadanie, poczytałem… I się zrobiła 11:00 i trzeba się było niestety ruszyć :( Jakoś tak wyszło, że porządnie maszerować zacząłem dopiero przed 13:00. Dziś w sumie cały czas asfaltem i mimo, że plecak jest już niesamowicie ciężki, zdecydowałem się zawiesić na nim jeszcze Scarpy i pójść w lekkich butach – genialny pomysł! Zaznaczanie sobie trasy na mapie ma swoje mankamenty. Można np stworzyć drogę, której nie ma. Chcąc skrócić sobie drogę, zszedłem z asfaltu na drogę gruntową i po kilkudziesięciu minutach zonk – rzeka :P
Mam więc za sobą pierwszą przeprawę przez rzekę i to taką powyżej pół uda :] Później był nawet las. Ogólnie to pewnie asfaltem było by 10 razy szybciej ale nie żałuję bo tak było po prostu fajnie. Później znów asfalt i marsz do Almannagjá a na koniec dnia dojście do campingu gdzie czekała (uff) na mnie paczka z zapasami :] Nie chciałem tego zrobić, mówiłem sobie że przecież podejdę chwilę dalej i rozłożę się za darmo ale uległem na widok hot-doga w kawiarni obok recepcji
– Ile kosztuje noc u państwa?
– 1000kr (~25zł)
– To ja zostaję i jeszcze hot-doga poproszę ;D
Tak więc wykąpałem się drugi raz (tym razem pod prysznicem w ciepłej (w miarę) wodzie ;P Właśnie wyliczyłem, że co najmniej z 11 częściami mojego ciała jest coś nie tak. Taki 'luksus’ mi się chyba należy – zgodzicie się ze mną?
2.08.12 – Owca ma zawsze racje
Z campingu ruszyłem późno (znów). Stwierdziłem, że ja po prostu potrzebuje tyle snu i inaczej się po prostu nie da. Z resztą, co to jest 9h snu po ~20/25/30KM marszu? Najpierw asfalt. Po kilku kilometrach znak – wchodzę do interioru! :D Nareszcie! Po kilku kolejnych kilometrach schodzę z twardej nawierzchni, pokonuję bramę (ignorując tabliczkę informacyjną z niezrozumiałą treścią :P) i wchodzę. To jedno z najpiękniejszych miejsc w jakich kiedykolwiek byłem. Piękna dolina zakończona szczytem, trawa, łąka – cudo! Gdyby tylko rzeka nie wyschła to było by po prostu idealnie!
Trzeba jednak ruszać dalej, bo czas goni. Znów nie ma wody, na całym dzisiejszym odcinku nie znalazłem ani kropelki. Idę owczą ścieżką „goniąc” przed sobą owce, które uciekają na swoich za krótkich nóżkach na mój widok. Śmieje się, że jestem owczarkiem podhalańskim ;) Hasło dnia to „Owca ma zawsze racje”, bo za każdym razem gdy nie wiedziałem gdzie dalej iść owcza droga okazywała się najwłaściwsza. Na koniec dnia dochodzę do miejsca noclegu to znaczy bazy jeździeckiej (o ile można to tak nazwać). Trzy domki, dwie stajnie. Dwa domki otwarte, ale tylko jeden nadaje się do nocowania. Niestety nie ma zasięgu i mimo że schodziłem okolice w jego poszukiwaniu to nie udaje mi się posłać Wam kolejnej lokalizacji do gry. Martwiłem się nawet, że Jasiek zorganizuje akcje ratowniczą ;) Zostaje na noc.
Wszystkich którzy śledzą poczynania Kuby zapraszamy do typowania miejsca w którym Kuba rozbija obóz.. Więcej szczegółów dotyczących Grywalizacji znajdziecie tutaj.
źródło/foto: Kuba Sarata/ Adventure: Globe